Święci Patronowie

- Zaraz po Matce Bożej świętym, który czyni najwięcej cudów jest obecnie św. Szarbel. Aktualnie istnieje 45 tysięcy potwierdzonych cudów – powiedział w rozmowie z Polskifr.fr bp Samer Nassif, duchowny katolicki obrządku maronickiego, pochodzący z Libanu – ojczyzny św. Szarbela. 28 lipca Kościół w Polsce wspomina tego niezwykłego pustelnika.

Dziadek bp. Nassifa i jego wujowie byli świadkami niezwykłych okoliczności, które towarzyszyły otwarciu grobu św. Szarbela po wielu latach od śmierci pustelnika.

Szarbel został ogłoszony świętym w 1977 roku przez św. Pawła VI. Obecnie jest czczony w bardzo wielu miejscach na całym świecie, również w Polsce. Jego grób znajduje się w Annaja – miejscu szczególnie związanym z jego życiem pustelniczym. - Kiedyś byłem w miejscu pochówku Szarbela i spotkałem grupę Chińczyków. Rozmawiałem z kobietą, która krzyczała: Uzdrowił mnie! Uzdrowił! –  opowiedział bp Samer Nassif.

Marzenia o życiu pustelniczym

Św. Szarbel Makhlouf OLM (właściwie Jusuf Antun Makhlouf) urodził się 8 maja 1828 roku jako najmłodsze z pięciorga dzieci. Zmarł 24 grudnia 1898 roku w wieku 70 lat. Wcześnie został osierocony przez ojca, który nie wrócił z wojny. Jego matka wyszła ponownie za mąż.

Od najmłodszych lat przyszły święty chciał zostać pustelnikiem. - Jak tylko zaczął mówić i chodzić, znalazł grotę blisko swojego domu, do której chodził się modlić. Modlił się również w kościele przed figurą Matki Bożej. Od narodzin pragnął więc modlić się i kochać Pana – podkreślił bp Samer Nassif. Zaznaczył, że św. Szarbel nigdy nie chciał niczego poza byciem zjednoczonym z Bogiem, dlatego nazywa się go świętym "upojonym Bogiem". - On był w Nim zakochany – dodał.

Jako z najmłodszym z pięciorga dzieci wcześnie osieroconych przez ojca, matka Szarbela była z synem bardzo związana. - Darzyła go wielką miłością aż do tego stopnia, że chciała o wszystkim za niego decydować: kiedy i z kim się ożeni, gdzie zamieszka, ile będzie miał dzieci. Szarbel chciał jednak zostać pustelnikiem, ale jego rodzice się nie zgodzili – podkreślił bp Nassif.

Rodzinne miasteczko Szarbela Bika Kafra to bardzo urokliwy zakątek, położony na wysokości ok. 1650 m n.p.m. - Kiedy więc chodził do wspomnianej groty, miał piękny widok na góry, a w samej grocie płynęła woda, która do dziś uznawana jest za najczystszą w Libanie. Liban jest jedynym arabskim państwem, w którym nie ma pustyni ‒ są tylko góry – przypomniał libański duchowny.

Szarbel postanowił uciec z domu rodzinnego w Bika Kafra do klasztoru w miasteczku oddalonym o tydzień drogi. Kiedy dotarł na miejsce po męczącej górskiej drodze i chciał wstąpić do klasztoru zadano mu tam pytanie: "Czego pan szuka?". O to samo Jezus pytał uczniów. Kiedy Jan Chrzciciel mówił do swoich uczniów o Jezusie: "Oto Baranek Boży", Jezus odwrócił się i zapytał ich: "Czego szukacie?". Zadał im to samo pytanie. Szarbel odpowiedział: "Szukam zbawienia mojej duszy". Opat odpowiedział mu: "Czy nie jesteś więc egocentryczny? Kochasz tylko siebie?". Szarbel odpowiedział: "Nie. Nie mogę zbawić innych dusz, jeśli najpierw moja dusza nie będzie zbawiona".

Rodzice szukali Szarbela wszędzie, podobnie jak rodzice Jezusa szukali Syna w świątyni. Kiedy matce udało się go znaleźć, prosiła, aby wrócił do domu. Szarbel wiedział, że jeśli będzie blisko matki, nie zostanie nigdy pustelnikiem, ani księdzem, ani mnichem. Bardzo kochał swoją mamę i był z nią związany. Powiedział jej: "Mamo, nie zobaczymy się więcej na ziemi, ale spotkamy się w niebie". - I od tej chwili już nigdy więcej nie zobaczył swojej mamy. Przyszła na jego święcenia, ale on już się z nią nie zobaczył. Był jednak świadomy, że w niebie ją spotka – opowiedział bp Samer Nassif.

Szczególna interwencja Boga

Szarbel rozpoczął studia, w czasie których jego profesorem był Nimatullah Al–Hardini – późniejszy święty beatyfikowany i kanonizowany przez św. Jana Pawła II. Szarbel w czasie studiów nadal bardzo pragnął zostać mnichem pustelnikiem. Chciał opuścić wspólnotę, aby oddać się pustelnictwu. Potrzebne było głosowanie. - Prawo maronickie mówi, że nie można kochać Boga, jeśli najpierw nie przeżyło się wzorowego życia miłosiernego wobec swoich braci we wspólnocie – podkreślił bp Nassif. Wszyscy bracia zgromadzili się wokół opata, żeby głosować ‒ jeśli uważają, że Szarbel wykazał się wzorową postawą miłosierdzia wobec nich, kładą ziarno pszenicy, jeśli nie ‒ ziarno jęczmienne. Trzykrotnie zebrał tylko ziarno pszeniczne. Jak się okazało, opat nie pozwolił Szarbelowi, żeby opuścił ich i został pustelnikiem, bo potrzebowali go u siebie.

Wtedy doszło do szczególnej interwencji Boga. - Szarbel całymi nocami się modlił. Być może hałasował i przeszkadzał swoim sąsiadom: klęczał, wstawał, śpiewał. Co wieczór dostawał lampę oliwną – opowiedział biskup z ojczyzny Szarbela. Jak mówił dalej, "pewnej nocy do lampy świętego wlano wodę zamiast oliwy. Lampa mimo tego się zapaliła. Opat przyszedł sprawdzić, czy w lampie na pewno była woda i kiedy to stwierdził, zrozumiał, że Szarbel był świętym człowiekiem i powinien poświęcić się życiu pustelniczemu".

Surowe życie pustelnika otwartego na potrzeby innych

Szarbel był pustelnikiem przez trzydzieści lat, a życie pustelnika nie było łatwe w jego czasach. Jadał raz dziennie i nie mógł spożywać niczego, co pochodziłoby od zwierzęcia: nawet jaj czy serów. Poza tym nie mógł jeść surowych warzyw czy owoców, wszystko musiało być gotowane. Nie mógł też używać soli, pieprzu, oliwy. Jadł raz dziennie gotowane warzywa i zupy. W momencie swojej śmierci ważył zaledwie 50 kg. Miał ok. 170 cm wzrostu.

Szarbel ciężko pracował w polu. Po południu natomiast był zobowiązany przyjmować tych, którzy przychodzili po poradę, byli chorzy lub potrzebowali spowiedzi. - Według maronitów mnich pustelnik ma obowiązek przyjmować po południu wszystkich, którzy do niego przychodzą, nie może im odmówić – poinformował bp Nassif. - W taki sposób można było ewangelizować pogan, którzy dzięki przyjęciu ich stawali się chrześcijanami – dodał. Czasami zdarzały się uzdrowienia bez spotkania i to nie tylko wśród chrześcijan. Muzułmanie również szanowali Szarbela jako Bożego wysłannika. - Muzułmanie podziwiają świętość, kłaniają się przed nią – zaznaczył biskup z Libanu.

Szarbel był wielkim miłośnikiem Eucharystii. - Chciał kochać Jezusa, a w Eucharystii widział ciało Jezusa. Czym jest Eucharystia? Jezus, który chce zbawić dusze, daje się nam cały – podkreślił libański duchowny. Wskazał też na jedno ze słów Chrystusa na krzyżu: "Kiedy Jezus na krzyżu mówił: 'Pragnę', ludzie myśleli, że chodzi o pragnienie wody. Wiemy, że chodziło o pragnienie dusz. Za każdym razem, kiedy dusza nie jest zbawiona, Jezus cierpi, natomiast kiedy dusza dostępuje zbawienia, odczuwa radość". Jak podkreślił bp Nassif, "Szarbel chciał przeżywać to przez całe życie, pragnął czynić wolę Bożą i rozumieć ludzi tak, jak Bóg ich rozumie. Dlatego podczas Eucharystii widział wszystkie dusze, które potrzebują zbawienia, by pomóc Jezusowi się nimi zająć".

Cuda św. Szarbela

11 grudnia 1898 r. Szarbel bardzo cierpiał, a 24 grudnia zmarł. - Bardzo kochał Maryję i stale modlił się na różańcu. Przez ostatnich trzynaście dni życia, między 11 a 24 grudnia modlił się na różańcu i być może to sama Matka Boża przyszła po niego – zaznaczył w rozmowie z Polskifr.fr maronicki biskup z Libanu.

Na drugi dzień po śmierci pustelnika jego ciało zaczęło jaśnieć nadziemskim blaskiem ‒ wszyscy ludzie zbiegali się do tego światła, które rozciągało się nad jego grobem.

13 kwietnia 1899 roku, a więc ponad trzy miesiące później nad klasztorem rozpętała się wielka burza. Grób Szarbela, który najpierw znajdował się przy wejściu do klasztoru, otworzył się. Widać było jego ciało, a szaty były zniszczone. Lekarz, który zobaczył ciało, zapytał: "Kiedy on zmarł, dzień czy dwa dni temu?". Odpowiedziano mu, że trzy miesiące wcześniej. Kiedy ciało się rozkłada, wydziela nieprzyjemny zapach. Św. Szarbel pachniał różami. Jego ciało było nadal giętkie i ciepłe. Kiedy chciano obmyć jego ciało, odkryto, że miejsce, w którym został złożony jest pełne krwi. Krew, a właściwie płyn ustrojowy zmieszany z krwią, wypływała z całego jego ciała: z szyi, z nosa, z boku. Ludzie dotykali tej cieczy i byli uzdrawiani.

W 1922 roku lekarz polecił, aby wystawić ciało Szarbela na słońce przez miesiąc. W 1927 roku jego ciało nadal pozostawało odkryte i mnisi je pielęgnowali. - Papież sprzeciwił się otaczaniu kultem kogoś, kogo nie nakazał czcić. Trzeba było więc zaczekać, aż papież nakaże otoczyć go kultem, a w międzyczasie schowano ciało. Złożono je więc w żelaznej trumnie, która spoczęła w murze klasztoru – opowiedział biskup z Libanu.

W 1950 ze ściany zaczęła wypływać ta sama ciecz, którą widziano wcześniej na ciele zmarłego pustelnika. W wydarzeniu brali udział członkowie rodziny bp. Samera Nassifa. - W tym czasie mój dziadek ze strony mamy był przełożonym policji w miejscowości, w której był pochowany Szarbel. Musiał być obecny przy otwarciu trumny jako przedstawiciel państwowy. Było z nim również dwóch moich wujów ze strony mamy, z których jeden nadal żyje. Powiedział mi, że kiedy otwarto trumnę, płynęła z niej krew – zaznaczył bp Nassif. Według relacji wujka biskupa, ciecz wypływała przede wszystkim z nosa Szarbela. - Jak jest to możliwe, że z ciała zmarłego człowieka wypływała krew zmieszana z płynem ustrojowym? Nigdy wcześniej w historii ludzkości czegoś takiego nie widziano. Moi wujkowie opowiadali, że próbowano zatkać mu nozdrza, by zatamować wypływ krwi, ale bezskutecznie. Mój dziadek powiedział wtedy: 'Teraz więc klękamy i modlimy się na różańcu' – opowiedział biskup.

Włożono Szarbela do szklanej trumny i w tym roku, 1950, ludzie gromadzili się przy tym grobie, by uczcić pustelnika. Dotykali cieczy, która nadal płynęła. - Będąc w trumnie oddał wtedy ok. 50 kg krwi, a więc tyle, ile sam ważył – podkreślił biskup. Papież Paweł VI beatyfikował go w 1965 roku. Dzień później zakończył się Sobór Watykański II. Ogłoszono go świętym Soboru Watykańskiego II oznajmiając, że życie pustelnicze pozostaje najwyższą formą modlitwy i życia chrześcijańskiego. - Francuzi często powtarzają, że Sobór Watykański II skupił się na ewangelizacji i głoszeniu, a nie na modlitwie. Nie jest to prawdą. Człowiek ukryty w górach, który zajmował się tylko modlitwą został uczczony przez wszystkich biskupów świata zgromadzonych na soborze. To niespotykane – ocenił bp Samer Nassif.

45 tys. potwierdzonych cudów za przyczyną św. Szarbela

Obecnie znanych jest 45 tysięcy potwierdzonych cudów za przyczyną św. Szarbela. Jedną z osób, która doświadczyła takiego cudu, jest Nouhad Al-Chami. - Św. Szarbel operował ją, dzięki czemu mogła chodzić, i zaszył nicią nieznaną medycynie, która okazała się być jednym z jego włosów. Rzeczywiście zostało to potwierdzone, że była to prawdziwa operacja – opowiedział libański biskup.

- Szarbel operuje, czyni wiele cudów, jednak jego celem jest pokazanie – po pierwsze: zobaczcie, jak jeden chrześcijanin, który staje się święty, może wiele zdziałać w świecie. Po drugie: trzeba zjednoczyć się z Chrystusem w swoich cierpieniach, aby móc przeżyć zmartwychwstanie. Po trzecie: nie poddawać się beznadziei. Po czwarte: kochać Maryję i po piąte: kochać Boga – wyliczył bp Nassif. - Św. Szarbel jest naszym bratem, przyjacielem, członkiem naszej społeczności. Nie modlimy się do Szarbela dla samego Szarbela. On prowadzi nas do Jezusa i Maryi. I całe mnóstwo osób przychodzi do niego. To jest cudowne – podsumował biskup z Libanu.

***

Bp Samer Nassif został wyświęcony na kapłana katolickiego obrządku maronickiego w 1993 r. w diecezji Saida (biblijny Sydon). Odbył studia we Francji. Przez ostatnie 20 lat we Francji był kaznodzieją-świadkiem, aby uwrażliwić katolików na sprawę chrześcijan prześladowanych na całym świecie, zwłaszcza w Libanie. Obecnie pracuje dla stowarzyszenia „Phoenix, Siewcy Pokoju” (fr. „Phoenix, semeurs de paix”), które wspiera Kościół w Libanie, prześladowany i znajdujący się w trudnej sytuacji od pół wieku. Od 2022 roku jest biskupem w Kościele maronickim.

(Źródło: https://deon.pl/kosciol/biskup-o-sw-szarbelu-po-matce-bozej-to-najwiekszy-cudotworca-istnieje-45-tys-potwierdzonych-cudow,2567927)

 

Św. Monika – święta żona i cierpliwa matka

Mając męża poganina i syna hulakę nie poddawała się w modlitwie o nawrócenie obojga. Pan Bóg dał jej po wielokroć więcej: mąż się nawrócił a syn został jednym z najsłynniejszych teologów w historii Kościoła. 27 sierpnia wspominamy w liturgii św. Monikę, mamę św. Augustyna, patronkę wdów oraz trudnych małżeństw.

Św. Augustyn
Święty Augustyn jest patronem nawrócenia, powołania do służby Bożej, teologów, wydawców i drukarzy. Otacza opieką obrońców wiary i Kościoła na misjach.

Nowenna Pompejańska nazywana jest też 
nowenną "nie do odparcia", 
ponieważ Matka Boża złożyła obietnicę, 
że każdy, kto przez 54 dni 
odmówi różaniec, prosząc o konkretną łaskę - 
otrzyma ją.
 
 O Nowennie Pompejańskiej:

Nowenna to dziewięciodniowe nabożeństwo odmawiane zazwyczaj w jednej konkretnej intencji. Nowenna pompejańska jest specyficzną modlitwą, bo składa się z sześciu nowenn. Powstała prawdopodobnie w Pompejach i została rozpropagowana przez dominikańskiego tercjarza bł. Bartłomieja Longo. Jako student związał się z ruchem satanistycznym, który dość mocno działał w ośrodkach akademickich. Był zafascynowany okultyzmem i doszedł nawet do wtajemniczenia na poziomie kapłana. Wiele grup studenckich w Neapolu oraz innych ośrodkach w krajach zachodniej Europy podlegało wtedy wpływom ruchów masońskich i satanistycznych.

Błogosławiony Bartłomiej Longo dwa lata trwał w tych praktykach. Przeżywał wielkie ciemności, chciał popełnić samobójstwo. Znajomy katolik umówił go w końcu na spotkanie z księdzem, który przekonał Bartłomieja, że musi powierzyć się Matce Bożej. I rzeczywiście tak uczynił. Wyszedł z ciemności, ale przez cały okres nawrócenia mocno przeżywał swoje odejście od Boga i miał straszne pokusy rozpaczy.

Kiedyś przyjechał do Pompejów, gdzie znajoma prosiła go, by zajął się terenem, który dzierżawiła. Podjął się tego zadania i gdy tam przebywał, nadal przeżywał ogromne ciemności. W pewnym momencie usłyszał słowa: „Jak będziesz się modlił na różańcu i propagował Różaniec, to Ja cię z tego uleczę”. To były słowa Matki Bożej. Zaczął odmawiać Różaniec i odzyskał spokój. W Pompejach odbudował kościół, wybudował sanktuarium Matki Bożej, do którego przywiózł obraz Matki Bożej Różańcowej ze św. Dominikiem. Pewnego dnia przyszła do niego kobieta, która została uzdrowiona za pośrednictwem Matki Bożej. W chorobie usłyszała wskazanie, że powinna modlić się na różańcu przez 54 dni. Pierwsze 27 dni miała prosić o uzdrowienie, a przez kolejne 27 dni miała dziękować. Po 54 dniach została uzdrowiona. Przyszła i opowiedziała o tym Bartłomiejowi. On natomiast zaczął w Pompejach propagować nowennę zwaną dzisiaj pompejańską. Papieże uznali tę nowennę oraz objawienia z nią związane jako prawdziwe ze względu na ogromną skuteczność.
 

Jak odmawiać Nowennę Pompejańską?

Nowenna Pompejańska trwa 54 dni. Każdego dnia odmawiamy trzy części Różańca Świętego (radosną, bolesną i chwalebną). Jeśli ktoś chce, może odmawiać czwartą część z Tajemnicami Światła. Przed rozpoczęciem różańca, wymieniamy najpierw intencję (tylko jedną), a następnie mówimy:
 
    Ten Różaniec odmawiam na Twoją cześć, Królowo Różańca Świętego.

Przez 27 dni odmawiamy część błagalną nowenny pompejańskiej i codziennie, na końcu różańca, odmawiamy następującą modlitwę:

Pomnij o miłosierna Panno Różańcowa z Pompejów, jako nigdy jeszcze nie słyszano, aby ktokolwiek z czcicieli Twoich, z Różańcem Twoim, pomocy Twojej wzywający, miał być przez Ciebie opuszczony. Ach, nie gardź prośbą moją, o Matko Słowa Przedwiecznego, ale przez święty Twój różaniec i przez upodobanie, jakie okazujesz dla Twojej świątyni w Pompejach wysłuchaj mnie dobrotliwie. Amen.

Przez pozostałe 27 dni odmawiamy część dziękczynną nowenny Pompejańskiej i codziennie, na końcu różańca, odmawiamy następującą modlitwę:

Cóż Ci dać mogę, o Królowo pełna miłości? Moje całe życie poświęcam Tobie. Ile mi sił starczy, będę rozszerzać cześć Twoją, o Dziewico Różańca Świętego z Pompejów, bo gdy Twojej pomocy wezwałem, nawiedziła mnie łaska Boża. Wszędzie będę opowiadać o miłosierdziu, które mi wyświadczyłaś. O ile zdołam będę rozszerzać nabożeństwo do Różańca Świętego, wszystkim głosić będę, jak dobrotliwie obeszłaś się ze mną, aby i niegodni, tak jak i ja, grzesznicy, z zaufaniem do Ciebie się udawali. O, gdyby cały świat wiedział jak jesteś dobra, jaką masz litość nad cierpiącymi, wszystkie stworzenia uciekałyby się do Ciebie. Amen.

Niezależnie od modlitw końcowych, różaniec kończymy trzykrotnym zawołaniem do Matki Bożej:

Królowo Różańca Świętego, módl się za nami!

Święty Roch - patron od epidemii i chorób zaraźliwych


Od 2005 roku sprawuje posługę kapłańską w parafii mikstackiej w diecezji kaliskiej. Mikstat nazywany jest miastem szczególnego kultu świętego Rocha, który czczony jest tu od ponad trzystu lat. Na Wzgórzu Cmentarny za miastem znajduje się  zabytkowa drewniana świątynia, której patronuje święty Roch. Jest to wotum dziękczynne za ocalenie mieszkańców  miasta przed epidemią cholery. W czasie jednej z epidemii mieszkańcy modlili się przez wstawiennictwo św. Rocha o oddalenie zarazy. Ich prośby zostały wysłuchane, a pamięć o doznanej łasce przekazywana jest s pokolenia na pokolenie przez ponad trzysta lat.
Dlaczego modlili się przez wstawiennictwo właśnie świętego Rocha zrozumiemy, gdy przyjrzymy się jego życiu. Myślę, że w obecnym czasie warto przypomnieć postać tego świętego, który jest patronem chroniącym przed epidemiami, chorobami zaraźliwymi, ale patronuje także aptekarzom, lekarzom weterynarii, lekarzom, więźniom, pielgrzymom, wielu miastom na świecie, dodam, że także Mikstatowi.
Roch urodził się w południowej Francji, w Montpellier w 1295 roku w bogatej rodzinie. Jego rodzice Liberia i Jan przez długi czas nie mieli potomka. Za wstawiennictwem Maryi Panny mieli uprosić sobie u Pana syna, który narodził się z czerwonym znamieniem w kształcie krzyża na piersiach. Kiedy miał dwadzieścia lat został sierota. Odziedziczył po rodzicach wielki majątek. Roch nie przywiązuje jednak wagi do dóbr materialnych. Rozdaje majątek biednym, a sam w ubogim stroju pielgrzyma wyrusza na pielgrzymkę do Rzymu.
. W miasteczku Acquapendente, które znalazło się na szlaku jego wędrówki wybuchła epidemia dżumy. Tu zgłosił się natychmiast do przełożonego szpitala, aby go przyjął jako pomocnika do posługiwania chorym i cierpiącym.  Roch z niezwykłym oddaniem posługiwał ludziom chorym, pomagał potrzebującym. Bez reszty poświęcił się służbie bliźnim. Miał zostać przez Bóg obdarzony łaską uzdrawiania. Jak podają hagiografowie uczyniony przez niego znak krzyża, dotkniecie ręki miało przywracać ludziom zdrowie. Łaska  uzdrawiania, którą został obdarzony  przysporzyła mu sławy. Pokorny Roch, gdy tylko epidemia ustaje opuszcza miasto  i powraca na pielgrzymi szlak.. Po drodze nawiedza liczne kościoły, opiekuje się chorymi, pomaga biednym. Opiekował się zarażonymi także w Cezanie. Również w Rzymie zastaje epidemię dżumy. Sytuację tę odczytuje jako znak z niebios, wskazujący drogę jego ziemskiego powołania. Ponownie Roch z niezwykłym zaangażowaniem i oddaniem posługuje ludziom chorym. Również w Rzymie wielu zarażonych zostało przez Rocha uzdrowionych. Miał być wśród nich także Kardynał Brytonik, u którego mieszkał i który był także spowiednikiem przyszłego Świętego w czasie jego pobytu w Wiecznym Mieście. Św. Roch przebywał w Rzymie trzy lata, posługując z oddaniem potrzebującym pomocy.  Po  ustaniu zarazy udał się w drogę powrotną do Francji. Na jego pielgrzymim szlaku znalazły się miejscowości: Asyż, Rimini, Mediolan, Modena i Parma. W miejscowości Piacenza ponownie zastaje go zaraza. Posługując chorym sam zaraził się dżumą. W tym czasie doświadczył ludzkiej niewdzięczności i osamotnienia. Jak podają hagiografowie Bóg zatroszczył  się o swego wiernego sługę, koło chatki, w której się chronił wytrysnęło źródełko, a chleb miał mu przynosić codziennie pies. Te scenę  możemy zobaczyć na wielu obrazach przedstawiających św. Rocha. Po powrocie do zdrowia Roch wyrusza w drogę powrotną do Ojczyzny.
W mieście Angera zostaje aresztowany, uznany za szpiega i osadzony w wiezieniu gdzie spędza  pięć lat. Niesłusznie oskarżony o szpiegostwo zostaje aresztowany i z polecenia swego stryja osadzony w wiezieniu. Tu  wspierał duchowo i polecał w swoich modlitwach współwięźniów. Z jego ust nikt nigdy nie usłyszał żadnych skarg. Wszystkie cierpienia przyjmował z niezwykł pokorą.  Zmarł 16 sierpnia 1327 roku. Jak podają hagiografowie, strażnik więzienny gdy wszedł do celi, w której zmarł św. Roch ujrzał na ścianie napis:  „Wszyscy ci, którzy w zarazie uciekać się będą do wstawiennictwa Rocha, uzdrowieni zostaną". Kult Świętego Rocha szybko upowszechnił się w całej Europie, zwłaszcza po przeniesieniu relikwii do Wenecji w 1485 roku. Szczególne zasługi mieli w tym zakresie kupcy weneccy i franciszkanie. Na świecie poświecono Mu ponad 3000 kościołów i kaplic,  w Polsce około 70. Szczególne ożywienie Jego kultu obserwowano w czasach, gdy świat nawiedzały epidemia nazywane „morowym powietrzem”. Dla ludzi współczesnych   to określenie stało się  niezrozumiałe. Nie oznacza to jednak, że zapomniano o świętym Rochu – patronie od morowego powietrza, gdyż jak wskazałem jego patronat jest bardzo rozległy.
W ostatnim czasie świat ponownie nawiedziła wielka, niespotykana od dawna pandemia. Więc może warto, tak jak nasi przodkowie z ufnością i wiarą skierować przez wstawiennictwo św. Rocha  do Pana Boga modlitwę o oddalenie pandemii koronawirusa, która niesie cierpienie i śmierć. Warto pamiętać, że święty Roch z wielka troską pochylał się nad osobami zarażonymi. Polecajmy więc przez jego wstawiennictwo wszystkie osoby, które niosą pomoc zarażonym dżumą XXI wieku- koronawirusem.
W 2011 roku kościół pw. Świętego Rocha w Mikstacie został ustanowiony Diecezjalnym Sanktuarium Świętego Rocha. Dane jest mi pełnić w nim posługę kustosza. Gorąco zachęcam  do podjęcia modlitwy przez wstawiennictwo świętego Rocha o oddalenie pandemii koronawirusa. Niech z serc przepełnionych wiarą w skuteczność orędownictwa Świętego Rocha popłynie ku niebu modlitewne wołanie.
 Ks. Krzysztof Ordziniak, kustosz Diecezjalnego Sanktuarium Świętego Rocha w Mikstacie

Podaję kilka propozycji modlitw:

Modlitwa do św. Rocha o oddalenie epidemii:

O, chwalebny święty Rochu, który przez  heroiczne poświęcenie  się posłudze  ofiarom zarazy i przez nieustanne modlitwy,  uzdrawiałeś zarażonych w Acquapendente, w Cesenie, w Rzymie, w Piacenza i innych miastach  Francji i Włoch, przez   które  prowadził  Twój pielgrzymi szlak: uproś dla nas, modlących się przez Twoje wstawiennictwo,  oddalenie tej przerażającej  epidemii choroby zakaźnej. Święty Rochu, módl się za nami!
***
Chwalebny święty Rochu, który umierając, poprosiłeś Pana o wysłuchania modlitw tych,  którzy podczas epidemii zwracają się do  Boga przez Twoje wstawiennictwo,  skieruj  wzrok na nas poranionych na duszy i ciele,  udziel nam uzdrowienia fizycznego i duchowego. Oddal  wszelkie epidemie od  naszego kraju, uwolnij nas od naszego samolubstwa, byśmy  wolni  od dóbr ziemskich, za Twoim  przykładem służyli biednym i  zostali zaliczeni  do przyjaciół Boga. Prosimy Cię o to przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
***
Chwalebny Patronie nasz, święty Rochu, któryś przez swe wspaniałomyślne i ofiarne poświęcenie na służbę chorym i przez ustawiczne modły wyjednywałeś u Pana Boga ustanie zarazy morowej we wszystkich miejscach, gdzie przebywałeś, uchroń nas przez swe przemożne wstawiennictwo u Boga od wszelkiej zarazy, błędu i grzechu, od chorób  zaraźliwych,  niemocy ciała i wyjednaj nam u Boga ducha ofiarności i poświecenia dla naszych cierpiących braci.  Chwała Ojcu…

Źródło: opoka.news / Małgorzata Strzelec / Ks. Krzysztof Ordziniak



Św. Andrzej Bobola - 
patron od spraw niebezpiecznych 
i trudnych czasów dla Polski


Modlitwa za ojczyznę:

Święty Andrzeju, Patronie trudnych czasów! Ty krzepiłeś Polaków w czasach wszelkiego zagrożenia. Oddajemy się Tobie w opiekę. Pomagaj nam wytrwać pośród wszystkich doświadczeń osobistych i społecznych. Wyjednaj nam łaskę Bożego pokoju i jedności, byśmy z rozwagą i ewangeliczną roztropnością umieli dostrzegać i oceniać sprawy własne i sprawy Narodu w świetle Ewangelii Chrystusa. Uproś nam odwagę działania, byśmy nie trwali w bezradności wobec zła, które nie ustaje. Niech nas napełnia Boża radość, gdy zwyciężamy albo ponosimy porażki. Święty Andrzeju Bobolo, oręduj za nami u Pana. Amen.

Życiorys św. Andrzeja Boboli:

Gdy 31 lipca 1611 r. dwudziestoletni Andrzej Bobola, jako uczeń jezuickiej szkoły w Braniewie zgłosił się do litewskiej prowincji Towarzystwa Jezusowego z pewnością nie myślał o końcu, jaki zgotuje mu przyszłość. Chciał być wierny Bożemu powołaniu, dlatego usłyszawszy głos Chrystusa: „Pójdź za mną!”, nie zwlekał, lecz poprosił o przyjęcie do zakonu w tym samym dniu, w którym ukończył szkołę średnią. Imponował mu rozmach pracy apostolskiej i poziom intelektualny, jaki reprezentowali jezuici dlatego postanowił zrealizować swoje powołanie kapłańskie we wspólnocie, którą poznał w czasie studiów. Ówczesny prowincjał litewski, Paweł Beksa, polecił przyjąć zgłaszającego się kandydata. Andrzej jako uczeń musiał mieć w swoim środowisku opinię nie budzącą zastrzeżeń. Wszystko, cała przygoda, która miała doprowadzić go do janowskiej tragedii, a raczej janowskiego zwycięstwa, zaczęło się bardzo po prostu. Wstępując w progi nowicjackiego domu, który z powodu pożaru kolegium św. Ignacego mieścił się w zabudowaniach Akademii Wileńskiej, wpisał własnoręcznie do specjalnego zeszytu oświadczenie: Ja, Andrzej Bobola, Małopolanin, zostałem przypuszczony do odbycia pierwszej próby, dnia ostatniego lipca 1611 r., zdecydowany za pomocą Boga wypełnić wszystko, co mi przedłożono. 10 sierpnia otrzymał suknię zakonną i rozpoczął właściwy nowicjat. Pewną monotonię zajęć nowicjackich przerywał czas prób. Andrzej odbył ich trzy: miesięczną posługę chorym w szpitalu, katechizowanie na placu miejskim przygodnie zebranych słuchaczy oraz pielgrzymowanie o żebraczym chlebie w okolicach Wilna. Szczególnie przykra wydaje się ta ostatnia. Były to bowiem czasy zacietrzewienia religijnego, kiedy strony, zarówno katolicy, jak i ewangelicy czy prawosławni, nie przebierali w środkach w walce z oponentami, a niechęć, niejednokrotnie nawet wrogość innowierców do Towarzystwa Jezusowego łączyła się z czynnymi zniewagami. Uwieńczeniem nowicjatu są śluby zakonne: wieczystego ubóstwa, czystości i posłuszeństwa. Złożył je Andrzej 31 lipca 1613 r., podczas Mszy św. celebrowanej przez swojego rektora i jednocześnie mistrza nowicjatu, Wawrzyńca Bartiliusa. Jeszcze tego samego dnia przeniósł się Bobola do kolegium akademickiego, by odbyć studia filozoficzne. W 1616 r. zdał komisyjny egzamin z całości filozofii. Zwyczajem Towarzystwa wysyłano wówczas nowych magistrów na praktykę wychowawczą lub dydaktyczną do któregoś z kolegiów. Andrzeja skierowano do kolebki polskich jezuitów – Braniewa. Zapewne zadowolony był z tej placówki, ponieważ w zawsze przepełnionym Hozjanum panował dobry duch. O duchowej prężności tego ośrodka w czasie, gdy tam pracował, świadczy fakt, że w roku, w którym odchodził z Braniewa, trzynastu uczniów tej szkoły poprosiło o przyjęcie do Towarzystwa, a pięciu poszło do innych zakonów. Drugim miejscem, gdzie Andrzej sprawdzał swoje siły jako pedagog, był Pułtusk. Uczelnia licząca wtedy ponad 800 studentów była ulubioną szkołą synów magnackich i wydała wielu obywateli zasłużonych dla ojczyzny. Po dwuletniej praktyce pedagogicznej rozpoczął studia teologiczne na Akademii Wileńskiej. Funkcję rektora kolegium pełnił wówczas Żmudzin, Jan Gruzewski, który podobnie jak uprzednio ks. Bartilius, mistrz nowicjatu, obok zwyczajnych zajęć związanych z pełnionym urzędem, z umiłowaniem odwiedzał więźniów, chorych w szpitalach oraz katechizował dzieci. Przykłady te nie pozostały bez wpływu na Andrzeja. Święcenia kapłańskie, cel i przedmiot marzeń każdego kleryka, otrzymał w dniu kanonizacji pierwszych jezuitów: Ignacego Loyoli i Franciszka Ksawerego, 12 marca 1622 r. Udzielił mu ich bp Eustachy Wołłowicz. Rok przed święceniami rodzina Andrzeja zdołała uzyskać zgodę generała zakonu, Mutiusa Vitelleschi, aby Bobola, jako Małopolanin, mógł przejść z prowincji litewskiej do polskiej. Andrzej jednak wolał pozostać w prowincji, do której wstąpił. Sądził widocznie, że tutaj będzie mógł owocniej pracować dla chwały Bożej.
W roku 1622, bezpośrednio po ukończeniu studiów teologicznych, został skierowany na rok trzeciej probacji do Nieświeża, gdzie pogłębiał zarówno swoją znajomość konstytucji Towarzystwa, jak i osobisty kontakt z Bogiem przez Ćwiczenia duchowe św. Ignacego. Tam, po probacji, spędził także pierwszy rok swojej pracy apostolskiej. Został rektorem kościoła. Okazał się doskonałym administratorem oraz jeszcze lepszym duszpasterzem: świetnym spowiednikiem i kaznodzieją. Oprócz zajęć na miejscu podejmował w okolicy prace misjonarza ludowego: w pobliskich wioskach udzielał chrztu św., sakramentalnym związkiem połączył 49 par żyjących przedtem bez ślubu, wielu nakłonił do spowiedzi i poprawy życia. W Nieświeżu pełnił także obowiązki prefekta bursy dla ubogiej młodzieży.
Wcześnie musiał zyskać sławę jako głosiciel słowa Bożego, skoro starał się o niego, właśnie jako o wybitnego kaznodzieję, dom profesów w Warszawie. Prowincjał posłał jednak Bobolę do Wilna, do pracy w kościele św. Kazimierza. Tutaj powierzono Andrzejowi Sodalicję Mariańską mieszczan, ambonę, konfesjonał, administrację kościoła oraz popularne wykłady z zakresu Pisma św. i dogmatyki. Gdy w czerwcu 1625 r. nawiedziła Wilno jakaś epidemia, nie zważając na niebezpieczeństwo zarażenia się, pospieszył wraz z innymi na posługę chorym. Następstwem samarytańskiej pomocy była wtedy śmierć 6 jezuitów; zebrano jednak niemały plon duchowy: wysłuchano 8000 spowiedzi, przykładem heroicznego poświęcenia nawrócono 26 innowierców.
W roku 1627 wypłynęła sprawa publicznych ślubów Andrzeja. Rozpisane w tym celu informacje zgodnie podkreślały bystry umysł kandydata, dobre wykształcenie, trzeźwość osądu, zdolności kaznodziejskie oraz wielki i dobroczynny wpływ, jaki wywierał na ludzi. Zarzucano mu jednak upieranie się przy własnym zdaniu oraz wybuchowość. Ostatecznie został dopuszczony do profesji czterech ślubów, które złożył w niedzielę, 1 czerwca 1630 r., w kościele św. Kazimierza w Wilnie.
Po profesji odczuł na sobie jedną z cech jezuickiego charyzmatu: przenoszenie się z miejsca na miejsce. Najpierw został posłany do Bobrujska, niewielkiego miasteczka zabudowanego drewnianymi domkami, zamieszkałego przede wszystkim przez prawosławnych. Nikły odsetek katolików rozproszonych w innowierczej społeczności pozbawiony był całkowicie opieki duszpasterskiej. Ignorancji religijnej towarzyszył zanik życia sakramentalnego oraz obniżenie poziomu moralności. Wielu ulegało wpływowi otoczenia i przystało do schizmy. W 1630 r. jezuici otworzyli tutaj placówkę, a pierwszym jej przełożonym mianowano Bobolę. Spędził na niej trzy lata. Dzieło, którego dokonał, było robotą pionierską zarówno w wymiarze materialnym, jak i duchowym. Obok troski o niezbędne w każdej działalności zaplecze ekonomiczne, głosił kazania i słuchał spowiedzi. Do współpracy dodano mu czterech kapłanów i brata zakonnego. Księża poświęcali swoje siły i czas przede wszystkim działalności misjonarskiej w okolicznych wioskach, brat Krzysztof Genell natomiast, jako rzeźbiarz, zajęty był przy budowie kościoła. Pisząc w tym okresie opinię do Rzymu, prowincjał Mikołaj Łęczycki podkreślił u Boboli zdrowy rozsądek, dobre wykształcenie, łatwość obcowania z ludźmi oraz wywieranie dodatniego wpływu na otoczenie.
W roku 1633 posłano Andrzeja do Płocka, gdzie kierował Sodalicją Mariańską uczniów jezuickiej szkoły. Dokładniejszych danych z tego okresu brakuje. Z Płocka przeniesiono Bobolę do Warszawy. Starał się o niego tutejszy przełożony. W stolicy polem działalności Andrzeja miała być przede wszystkim ambona. Niedługo jednak tutaj zabawił; po roku powrócił do Płocka przyjmując tym razem obowiązki prefekta studiów w kolegium oraz głoszenie słowa Bożego. Szkoła, którą kierował, była niewielka – liczyła zaledwie czterech nauczycieli. Zanotowano jednak w czasie jego pobytu w Płocku ożywienie kultu św. Stanisława Kostki, do czego przyczynił się prawdopodobnie Andrzej swoimi kazaniami.
Od wyjazdu z Płocka do 1642 r. pracował w Łomży, gdzie – jak poprzednio w Płocku – powierzono mu, obok ambony, także troskę o szkołę. Z korespondencji wiadomo, że cieszył się zaufaniem ludzi i że był człowiekiem o wielkim sercu, umiejącym współczuć z innymi w cierpieniu.

W lipcu 1642 r. wrócił do Wilna, aby, jak podczas pierwszego pobytu, kierować Sodalicją mieszczan i prowadzić w kościele komentarz Pisma św. Z końcem 1642 r. lub na początku 1643 r. przeniesiono Andrzeja do Pińska. Kronika domu odnotowuje w tym okresie wzmożone zaangażowanie miejscowych jezuitów w pracę nad prawosławnymi. Wielu z nich przychodziło do kościoła jezuickiego, aby posłuchać kazań lub nauki katechizmu. To oddziaływanie prowadziło do licznych nawróceń. Nie bez znaczenia była też troska o rozwój kultu maryjnego, którego krzewicielami stały się Sodalicje.
W 1646 r. Andrzej znalazł się znowu w Wilnie. Tym razem przyczyną przeniesienia było jego zdrowie, które dotychczas wydawało się nie do zdarcia. Wilno miało klimat bez porównania lepszy aniżeli Polesie. W kościele św. Kazimierza, wrócił do poprzednio pełnionych obowiązków i pracował tu przez sześć lat.
W miesiącach letnich 1652 r., w lepszym stanie zdrowia, powrócił do Pińska, gdzie praktycznie przebywał, z niewielką przerwą, do końca życia. Przez ten ostatni okres swojej ziemskiej działalności pracował przede wszystkim jako misjonarz na Polesiu. Zadanie, jakie postawiła przed nim wola Boża wypowiedziana ustami przełożonych, bynajmniej nie było łatwe. Apostołowanie utrudniały zarówno okoliczności zewnętrzne, jak i atmosfera duchowa. Brak dróg i stąd trudny dostęp do ludzi izolowanych od świata, żyjących na piaszczystych ziemiach, wśród grząskich bagien, sprawił, iż stan religijno-moralny Poleszuków był opłakany. Hołdowali oni przeróżnym zabobonom. W niedzielę jeździli wprawdzie tłumnie do miasta, ale w kościele lub cerkwi zjawiali się tylko na błogosławieństwo przed końcem Mszy św., a resztę czasu spędzali w karczmie.
Początkowo po wioskach i siołach Pińszczyzny przyjmowano misjonarzy jezuickich bardzo niechętnie. Później jednak, gdy pękły lody nieufności, chłopi gromadzili się licznie na naukach głoszonych w wiejskich chatach. Praca duszpasterska była niejednokrotnie dla Boboli okazją aby stanąć w szranki z duchownymi prawosławnymi. Oczytanie w pismach Ojców Kościoła greckiego, do czego dopomogła mu wyniesiona z jezuickiej szkoły średniej dobra znajomość tego języka, sprawiło, że z każdej dysputy wychodził zwycięsko. Do największych jego osiągnięć należy przejście na katolicyzm dwu całych wsi: Bałandycze i Udrożyn.
Proporcjonalnie do osiągnięć apostolskich rosła w obozie przeciwnym niechęć do Andrzeja. Gdy pomimo osłabionego zdrowia chodził ciągle od wioski do wioski, obrzucano go nie tylko obelgami, ale także błotem i kamieniami. Uwieńczeniem tej wrogości była sprawa janowska.

Źródło: https://bobola.jezuici.pl/sw-andrzej-bobola-zyciorys/